Repozytorium Oldskulu

You can never go wrong with those hits.

Archive for Listopad 2011

Pogrobowce

leave a comment »

TL;DR: Nawet po śmierci gatunku rodzą się jego zdeformowane dzieci.

Zarzutów, że handlujemy tu kiczem nie da się uniknąć, szczególnie gdy towarem, który rozprowadzamy są utwory znane i kochane (czytaj: kołysane falami radiowymi ad nauseam) i jako takie pozostające w kręgu mainstreamu.

Jakiś czas temu, oglądając świetny serial BBC Seven Ages of Rock przypomniała mi się nauczycielka od polskiego z liceum, do której cała nasza Repozytorowa trójka ma duży sentyment. W chwili zapomnienia, pani R. potraktowała bandę nastolatków jak dorosłych i zaczęła opowiadać o następstwie epok literackich. Wyrysowana została na tablicy sinusoida, na której zaznaczono jak każda kolejna epoka odrzuca założenia, tematykę i stylistykę tej bezpośrednio ją poprzedzającej, a naśladuje i rozwija tę jeszcze wcześniejszą. Seven Ages of Rock stara się prześledzić właśnie to następowanie po sobie kolejnych okresów w muzyce.

Kiedy można powiedzieć, że epoka się kończy? Gdy pojawiają się utwory wtórne, mające na celu naśladować, a nie rozwijać czy nawet rzucać wyzwanie konwencji. Jeśli chodzi o muzykę, takim momentem jest przejście całego gatunku do mainstreamu. Z nowszych przykładów, grunge skończył się gdy powstał Nickleback, metal musiał iść do kąta i przemyśleć swoją postawę gdy pojawił przeróżne RATTy, a funk czy rap metal, jak kto woli, zabił Limp Bizkit. Nikt mi nie wmówi, że szanujący się fani ulicznego hip hopu słuchali jak Peja w MTV reprezentował biedę.

Parę dni temu pojawiła się na Repo Janis Joplin, artystka której występ na Woodstocku był łabędzim śpiewem epoki. Hendrix, Morrison, Brian Jonesa, i Joplin opuścili scenę, więc trzeba było publice dostarczyć jakichś zastępców.

W 1969 nieistniejący już wtedy zespół The Zombies wspiął się na trzecie miejsce pierwszej setki Billboardu z kawałkiem Time of the Season. Utwór z jednej strony nawiązywał do lata miłości, ale z drugiej orgastyczne Ahhh i pytanie Who’s your daddy?/Is he rich like me? wywołują bardziej skojarzenia z alfonsem z Taksówkarza niż Chongiem.

The Zombies – Time of the Season

Written by bebuk

Wtorek, 29.11.2011 at 11:44

Oldskul jest wszędzie

2 Komentarze

Pomyślałem sobie całkiem niedawno, że możnaby tu wrzucić coś Joplin. W bardzo ciekawych miejscach słuchałem ostatnio jej utworów — w Namche Bazaar, kiedy słyszałem wieczorami jej najbardziej znane kawałki (razem z innymi Pink Floydami, Beatlesami i AC/DC). Doszliśmy do wniosku, że kiedyś jakiś turysta przyniósł tam w formie cyfrowej swoją nutotekę i zostawił w barze w ten sposób zapewniając, że co wieczór w sezonie będzie odtwarzana ta sama, maksymalnie kilkugodzinna playlista.

Wczoraj relaksując się w knajpie krakowskiej Janis znowu mnie dopadła utworem „Piece of My Heart”. Tego już za wiele, wszystkie znaki na ziemi mówią mi jedno — wrzuć Joplin. No to wrzucam. Z albumu „Pearl” utwór „Cry Baby”. Albumu wydanego w 1971 roku, co jest o tyle ciekawe, że wokalistka dołączyła do słynnego Klubu 27 w 1970 roku. Do tego czasu zdążyła jednak nagrać na tyle dużo materiału, że zebrało się na całą płytę, która po jej śmierci (a jakże) wspieła się na szczyt rankingów i nie schodziła stamtąd przez długi okres.

Janis Joplin — Cry Baby

Written by msq

Sobota, 26.11.2011 at 14:10

Napisane w 70s

Tagged with , , ,

Doceń sąsiada

leave a comment »

Nieraz człowiek nasłucha się straszliwych kalumnii rzucanych na tzw. rynek muzyczny w Stanach Zjednoczonych. A to że schlebia niskim gustom, a to że sprzedaje najbardziej plastikową muzykę na świecie, w dodatku promuje nachalnie wątpliwego talentu artystów. Jest sporo prawdy w tych stwierdzeniach, ale jednocześnie straszliwie upraszczają i spłycają obraz sytuacji. Powiedzmy sobie jedno – Stany Zjednoczone to duży kraj, potężna gospodarka i ogromny rynek muzyczny, którego nie jesteśmy w stanie, nie bójmy się tego słowa – ogarnąć. Jest w nim miejsce na niezliczoną ilość gatunków i stylistyk, tak że możemy sobie nie zdawać sprawy z niezwykle interesujących zjawisk muzycznych, które zdobywają tam popularność, ale koncerny muzyczne nie były łaskawe ich wyeksportować zza wielkiej wody. To, że eksportują nie zawsze najlepszy towar nie może być usprawiedliwieniem – w obecnych czasach, wystarczy odrobina trudu by dokopać się do naprawdę ciekawej muzyki.

Czyli co – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i koniec? Nic bardziej mylnego. Nieśmiało przypominam, że tuż za Odrą znajduje się duży kraj, o bogatej kulturze, silnej gospodarce i potężnym rynku muzycznym. Również tam powstają rozmaite ciekawe muzyczne projekty, poczynając od przystępnych, przez bardziej wymagające od odbiorcy, do wybitnie oldskulowcyh. A że język Goethego nie każde ucho pieści, wykonawcy z tego kraju walczą na arenie międzynarodowej przy pomocy broni uniwersalnej, czyli języka angielskiego. Czasem, może to śmieszyć, ale często wychodzi bardzo zgrabnie. Życzyłbym sobie, żeby na świecie było znanych powszechnie tyle polskich zespołów, co niemieckich, nawet jeśliby słuchacze dziwili się na wieść o prawdziwym miejscu pochodzenia swoich idoli. Tak jak ja się zdziwiłem odnośnie dzisiejszej bohaterki repozytorium oldskulu.

Fury in the Slaughterhouse – Radio Orchid

Written by bzofik

Środa, 23.11.2011 at 21:58

Napisane w 90s

Tagged with , , ,

Mieszanka

leave a comment »

Już tak to jest z doborem kawałków na Repozytorium, że z jednej strony oldskul jest oldskulem i musi być w miarę znany, a z drugiej chciałoby się przedstawić coś nie do końca oczywistego. Jeśli można Repo porównać, może i odrobinę na wyrost, do lwa, to przewaga ilościowa kawałków anglojęzycznych na resztą jest cierpniem w naszej zbiorowej łapie.

Dziś też będzie po angielsku, ale z małym twistem. Tanita Tikaram urodziła się w Niemczech, gdzie, towarzystwie żony z Malezji, stacjonował jej ojciec, pan pochodzenia hindusko-fidżyjskiego. Jako nastolatka przeniosła się do Anglii, gdzie skończyła szkołę i zaczęła karierę muzyczną. Tanita nadal tworzy, ale chyba zawsze już pozostanie w cieniu hitu, który nagrała w wieku 19 lat.

Twist in my Sobriety jest znakomitym przykładem na to jak działa międzynarodowy system muzyczny. W Wielkiej Brytanii nie był nawet największym hitem Tanity (Good Tradition wspiął się o 12 miejsc wyżej na liście UK Singles Chart), a w Stanach Zjednoczonych natomiast był jedynym kawałkiem jaki pojawił się na liście przebojów Billboardu. Stamtąd dotarł z powrotem do nas, doszedł do pierwszego miejsca na Liście Przebojów Trójki. Z kraju o średnim repozytorium kulturowym, do tego o dużym repozytorium, do tego o małym. Tanita na tyle przypadła Trójkowiczom do gustu, że Stop Listening, które nie odbiło się zbyt szerokim echem na świecie, u nas znowu triumfowało w PR3.

Tanita Tikaram – Twist in my Sobriety

Written by bebuk

Poniedziałek, 21.11.2011 at 21:55

Napisane w 80s

Tagged with , ,

O utworze, który skutecznie się podszywa

leave a comment »

Był taki czas, kiedy słuchając pewnego polskiego, bardzo zresztą znanego, utworu wydawało mi się, że śpiewa go pewien polski, bardzo zresztą znany, artysta. Nie wiem, dlaczego przez długi czas nie znalazłem w sobie chęci sprawdzenia w internetach tej informacji. Trwało to pewnie z 2 lata, przez ten czas w błogiej nieświadomości i z wielką przyjemnością odtwarzałem tenże utwór mając przed oczami artystę, który wcale nie był jego autorem.

Było to mniej więcej w okresie fascynacji tym muzykiem, poznawania ogromnej ilości kawałków, szperania za wszelkimi side-projektami. Moją czujność uśpił bardzo podobny wokal ale też sama muzyka, która brzmiała podobnie do wielu jego kompozycji. W końcu z braku innych opcji zainteresowałem się kawałkiem, wyguglałem, znalazłem nazwę zespołu. Pomyślałem sobie, że to pewnie kolejny projekt. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że kawałek ten z artystą nie ma nic wspólnego.

Przepraszam zespół Rezerwat z kompozycją „Zaopiekuj się mną” za tę pomyłkę. Pomyliłem Was z Grzegorzem Ciechowskim i Republiką! :-) Chociaż z drugiej strony… pomylić Was z takim zespołem to chyba nie wstyd. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie jestem jedyny, na youtube po wpisaniu „zaopiekuj sie mna” w podpowiedziach jest „rezerwat” ale też „republika”. Są nawet nagrania podpisanie „Republika — Zaopiekuj się mną”.

Rezerwat — Zaopiekuj się mną

Written by msq

Piątek, 18.11.2011 at 23:19

Napisane w 90s

Tagged with , , ,

Zaczęło się

leave a comment »

od ciężkich chmur, które kilka dni temu we władanie wzięły niebo. I wreszcie po przygotowaniach wydały na świat długo oczekiwany owoc. Nie wszędzie na świecie obecny, nie wszędzie lubiany, zawsze jednak budzący jakieś emocje. Już za chwilę, już za momencik będzie buchał z ekranów telewizorów, razem z baterią świerków i specjalną jednostką ubranych na czerwono brodaczy, pomagając sprzedawać wszystko wszystkim. Napotkamy tu oczywiście skojarzenia miłe dla oka i łagodne dla umysłu – trzaskający ogień w kominku, prezenty, roześmiana dziatwa. Dyskretnie zostanie przemilczane wykopywanie samochodów spod zaspy, odcięte od świata miejscowości i uroki hipotermii.

Śnieg.

Jeszcze daleko do jego wszechogarniającej obecności w pejzażu, ale zanim zaczniemy machać łopatą lub marzyć o białym szaleństwie w modnym kurorcie przypomnijmy sobie jedną z najsłynniejszych piosenek o śniegu. Uważana za żelazny punkt repertuaru bożonarodzeniowego, choć w tekście w żaden sposób do świat nie nawiązuje. Dlatego uprzedzam – nie zaczynamy dziś w RO sezonu na „piosenki z dzwoneczkami”. Po prostu patrzymy na wirujące w powietrzu płatki…

Dziś w pierwszym wykonaniu, choć coverów jest więcej niż liści na drzewie.

Vaughn Monroe – , Let It Snow, Let It Snow, Let It Snow

Written by bzofik

Środa, 16.11.2011 at 22:38

Napisane w 40s

Tagged with , ,

Sól ziemi

leave a comment »

W przyszłym roku Stonesom stuknie pół wieku. Panowie wydali 29 płyt studyjnych, a lata znajomości, nałogów i walk o artystyczną dominację w zespole doprowadziły Keitha Richardsa do wyznania, że z Mickiem Jaggerem już nie są przyjaciółmi, ale na zawsze pozostaną braćmi.

Ogólnie przyjętym jest, zarówno wśród słuchowni, jak i w samym zespole, że najlepszą ich płytą jest Exile on Main Street i o ile ciężko jest piszącemu te słowa zaprzeczyć przedniości materiału, który się na nie znalazł, o tyle serce stuka w rytmie sambowego Sympathy for the Devil.

Beggar’s Banquet, album, który otwiera powyższy kawałek, został wydany 4 lata przed Exile on Main Street i może właśnie dlatego brzmi szczerzej. Jakość nagrań czasami powoduje szczękościsk, , niektóre kawałki brzmią, jakby powstały i zostały nagrane w tym samym kwadransie, Jagger naśladujący amerykański akcent to już kompletna błazenada, że o stwierdzeniu, że za 15-latki nie wieszają nie wspomnimy.

Ale cóż zrobić, gdy ta przekładanka manifestu politycznego i teksańskiej potańcówki buja jak cholera. Do tego na koniec jeszcze, że użyję terminologii kaczkowskiej, perełka. Przez 43 lata wykonana tylko 6 razy na koncertach, między innymi na koncercie ku czci ofiarom 11 września 2001, i będąca jedną z niewielu, na których można posłuchać Keitha Richardsa śpiewającego.

Mimo nawoływań do modlitw za zwykłych piechurów, piosenka jest tak naprawdę wyrazem przepaści jaka już wtedy powstała między zespołem a szarymi ludźmi. Podniosły hymn, zamieniający się na końcu w pędzące gospel, Salt of the Earth

Written by bebuk

Poniedziałek, 14.11.2011 at 22:48

Napisane w 60s

Tagged with ,

Kolorowy zawrót głowy

leave a comment »

W Afrycie mieszka, czarną ma skórę ten nasz koleżka. Niestety wszechobecna poprawność polityczna każe nam unikać słowa określającego takiego jegomościa. Słowa, którego nie tylko moim zdaniem, nie powinniśmy się wstydzić. Niech ten kto ma niecne skojarzenia sam się z nich tłumaczy, dla mnie od dzieciństwa mieszkaniec Afryki należący do rasy czarnej to Murzyn i nie dorabiam do tego słowa żadnych dodatkowych znaczeń.

I o pewnym sympatycznym panu z Afryki (konkretnie z Mozambiku) traktuje ten wpis. Śpiewaku o wielkiej energii i fantazji, który zasłynął tym, że koncertował ochoczo także w krajach za Żelazną Kurtyną przed upadkiem komunizmu. O tym jaką sensację wywołał swoim kolorowym spektaklem, na dość jednak zgrzebnym wówczas festiwalu w Sopocie do dzisiaj krążą legendy. Przedziwne stroje i jeszcze dziwniejsze obuwie, taneczne wygibasy i noszenie krzeseł w zębach…jednym słowem szaleństwo. Do tego teksty w swoistym „dialekcie” noszącym znamiona co najmniej kilku języków istniejących oraz co najmniej kliku fikcyjnych.

Nastały chłodne dni, trzeba się ratować rozgrzewającym oldskulem.

Afric Simone – Hafanana

Written by bzofik

Piątek, 11.11.2011 at 17:11

Napisane w 70s

Tagged with , ,

Jedyny zespół, który się liczy

leave a comment »

Black sheep hit – określenie używane na hicior różniący się diametralnie od reszty dokonań zespołu. Termin zaczerpnięty został ze strony tvtropes.com, takiej wikipedii dla wtajemniczonych, gdzie definicja hasła składa się niemalże wyłącznie z odnośników do innych haseł, ale która, pomimo niewyobrażalnej wręcz hermetyczności, jest świetnym źródłem wiedzy o popkulturze/czasożernym behemotem.

Przykładów niechcianych hitów w historii było mnóstwo. Led Zeppelin nie wydali Stairway to Heaven jako singla bo Plant twierdził, że to piosenka weselna, The Stranglers mieli mniej wspólnego z muzyką barokową, niż mogłoby sugerować Golden Brown a Faith No More zwykle nie grał dla panienek na sali.

Czy Rock the Casbah zespołu The Clash jest „czarnoowczym hitem”, ciężko stwierdzić. Z jednej strony nie jest jedynym kawałkiem, który jest znacznie bardziej taneczny niż punk przewiduje, co więcej The Clash akurat nie stronił nigdy od eksperymentów, a zdarzało im się nawet nagrywać kawałki po 4 minuty. Z drugiej zaś, mieli kawałki bardziej punkowe.

Tekst Rock the Casbah został zainspirowany doniesieniami o karach biczowania stosowanych w stosunku do posiadaczy płyt disco w Iranie. W piosence zakazana zostaje muzyka boogie, roztańczony lud zaś, w akcie oporu przeciw dyktaturze, postanawia rozbujać kasbę. Jak to czasem bywa znaczenie zostało kompletnie wypaczone i Rock the Casbah stało się piosenką bojową puszczaną wojskom w czasie inwazji na Iran w 1991 roku.

The Clash – Rock the Casbah

Written by bebuk

Poniedziałek, 7.11.2011 at 22:38

Napisane w 80s

Tagged with , ,

Daj się zaczarować

leave a comment »

Nie lubię Halloween i kropka, koniec tematu.

Zabobon, gusła i przesądy też staram się omijać szerokim łukiem. Spaceruję pod drabiną, maszeruję na przekór czarnym kotom, smaruję twaróg musztardą.

Ale wierzę najwidoczniej w czary i krążące po świecie czarodziejki wsączające w nasze uszy przedziwne eliksiry, stąd nie zważając na kontrowersje zaprosiłem jedną z nich do Repozytorium Oldskulu. Historia tej czarodziejki jest dość znana więc przypomnę tylko, że odkrył ją i wspomagał w początkach kariery ten pan, że jest perfekcjonistką i chce mieć pełnie kontroli nad każdym aspektem swojej twórczości, że odbyła tylko jedną trasę koncertową w początkowym stadium działalności i od lat pomimo błagań fanów na całym świecie nie zamierza tego doświadczenia powtórzyć….

Kate Bush to zagadka, czysty talent i trudny orzech do zgryzienia. Przyznaję, że na razie nie dorosłem do pełnego docenienia jej twórczości, ale jak to czasem paradoksalnie bywa, nawet artysta na wskroś awangardowy stworzy urzekający oldskul, stad jej obecność w RO. Na pewno ktoś może łatwo skrytykować ten utwór – a że egzaltowany, artystka popisuje się głosem, prezentuje się niespecjalnie w teledysku i jeszcze w warstwie tekstowej nawiązuje do jakiejś ramoty…

A z drugiej strony czytelniku (i słuchaczu) zastanów się, czy znajdziesz wśród młodych i sławnych obecnie piosenkarek takie, które same piszą, komponują, grają na instrumentach i śpiewają, przy czym robią to jeszcze dobrze i w realizacji z góry założonej koncepcji artystycznej?

Tak myślałem.

Kto jednak nie musi opierać się na racjonalnej argumentacji, niech da się zaczarować tak jak ja.

Kate Bush – Wuthering Heights

PS I żeby nie było tak zupełnie poetycko i onirycznie – proszę bardzo.

Written by bzofik

Czwartek, 3.11.2011 at 22:55

Napisane w 70s

Tagged with , , ,