Repozytorium Oldskulu

You can never go wrong with those hits.

Co się wydarzyło w (…)

leave a comment »

Możemy poczynić założenie następujące (choć ma ono z prawdą tylko odrobinę wspólnego): zasadniczym bodźcem podjęcia tematu jak w tytule jest to, że 1/2 (a nawet 3/5) Repozytorium bawi aktualnie w krainie wódki Baca, aczkolwiek dla większości badaczy kultury bimbrowniczej naturalnym skojarzeniem były raczej Nemiroff, o którego nadużywanie (podobnie, jak, zapewne, np. o transseksualizm) zostaną wkrótce pomówione Orlęta Lwowskie. Mam wspomnienia z ‚tamtąd’, podobnie jak z wielu jeszcze miejsc, bo prawie każde, powiedzmy, znamienne jakąś historią miejsce asocjuję z muzyką. Nic dziwnego, skoro to dźwięk jest dla mnie jak bateryjka duracella wsadzona pod kitę różowego królika (ajaj).

Więc teraz mogę przewrotnie a spokojnie zapewnić, że dzisiejszy wybór to rezultat mechanizmu zupełnie innego. Odmienne jest następstwo czasowe (muzyka i historia nie rozgrywają się jednocześnie, ale kawałek kojarzę z miejscem i zdarzeniem już po nim, po faktach, tzn. po jabłkach), i działają też jakieś siły uogólniające, które sprawiają, że ‚moje’ może okazać się (przynajmniej w moim przekonaniu) ‚wspólne’.

Ja wiem, że znowu przegiąłem proponując 200% normy i nic swoim wprowadzeniem nie wyjaniając, ale to rezultat stresu przedurazowego, że msqa mogą do Polski z powrotem nie wpuścić; chłopie, nie bój, przecież oglądałeś 300 mil do nieba! (swoją drogą, przekraczanie limitu czasu antenowego skłania do wniosku, że Founding Fathers tego przybytku powinni zacząć nim handlować jak kwotami CO2). Coż, shit happens, a to co zaraz zahappenuje nie jest jakimś tam shit, tylko – trywialną być może – masakrą, w której chyba rozpozna się każdy kto pod mostkiem ma coś więcej poza watoliną.

Sam jestem zdziwiony wyborem, bo po głowie chodziły zupełnie inne klimaty. No, niestety, jedyne skojarzenie z tym co za wschodnią granicą to ja mam z białym ruskiem, który mi nawet smakuje, względnie – Okudżawą i Wysockim (dzięki moim padres zrozumiałem, że najbardziej mi żal, że tu w drzwiach nie pojawi się Puszkin) – bariera językowa, chociaż bodziec do zmiany mam najlepszy z możliwych. Jest jeszcze inne, równie odległe skojarzenie, ale potraktujcie je jak marną prowokację. ;)

Kawałek Doves ma idealne tempo, i brzmi country-folkowo jak najgrubsze kawałki Casha, niemal Ghost riders in the sky. Drugi – to dla mnie klasyczny oldskul.

Sapienti sat.

Doves, Kingdom of (no-T)rust

I Beirut z Nantes

Written by 1obo

Poniedziałek, 29.04.2013 @ 23:41

Napisane w 00s, 90s

Dodaj komentarz