Posts Tagged ‘tekst’
Doceniony po latach
Było ich czterech (choć mówi się i o piątym – na mniej lub bardziej poważnie) ale na pierwszym planie zawsze było ich dwóch. Ten grzeczny i ułożony oraz ten bardziej pokręcony, a zarazem odrobinę naiwny. Razem przyszli, zobaczyli i zwyciężyli, bo co by nie mówić, nigdy w historii jeden zespół nie miał takiego wpływu na muzykę, rynek muzyczny i kulturę popularną. Dość przypomnieć jedną rzecz – ponieważ włodarze amerykańskich wytwórni na początku zupełnie nie rozpoznali fenomenu Fab Four, później z zapałem neofitów próbowali wynieść na piedestał każdy czteroosobowy zespół z Wielkiej Brytanii, którego nagrania wpadły im w ręce. Z mizernymi skutkami jak dowiodła historia. Wróćmy jednak do meritum.
Dlaczego byli tak wyjątkowi – bo przede wszystkim w czasach gdy zespoły rock n’ rolowe odgrywały głównie standardy Beatlesi odważnie oferowali swoje kompozycje i teksty. Za sprawców całego zamieszania uważa się przeważnie Johna i Paula, nie zważając jak istotną rolę jaką w aranżacjach miał Georoge Harrisom. Trochę z tyłu, trochę w cieniu, kojarzony po latach przez osoby powierzchownie interesujące się muzyką głownie z jedną piosenką. Historia dowiodła jednak, że i on był geniuszem, być może nie udało mu się jedynie „przebić” mając kolegów o tak wybujałym ego jak wspomniani wyżej panowie. Gdy jednak kończy się czas The Beatles, rozpoczyna się wspaniałą kariera solowa Georga. Warto zwrócić na to uwagę – po rozpadzie Lennon debiutuje z dość wątpliwej jakości eksperymentalną płytą John Lennon/Plastic Ono Band, Paul szuka z podobnym skutkiem swojego własnego stylu na płycie McCartney, George zaś wytacza ciężkie działa w postaci świetnego potrójnego albumu All Things Must Pass, z którego gramy w RO. Niepowtarzalna struktura muzyczna, tekst nawiązujący do fascynacji autora duchowością ruchu Kryszna. A na gitarze sam Eric Clapton…czego chcieć więcej?
George Harrison – Beware of Darkness
Prosta piosenka
Na co dzień nie mówimy językiem ezopowym, nie stosujemy wymyślnych metafor, nie owijamy w bawełnę. Chcemy jednak wierzyć, że tzw. artyści potrafią w sposób wysublimowany wyrazić nasze podstawowe uczucia, lęki i pragnienia. Dla wszystkich z nas dość podobne, nie oszukujmy się. Chcemy zaspokoić nasze poczucie bezpieczeństwa, mieć co do garnka włożyć i przytulić kogoś w jesienny wieczór. Poruszając ten wątek nie sposób przejść obojętnie wobec odwiecznego eksploatowania przez muzyków tematów damsko-męskich. Ona kocha jego, a on jej nie, on wręcz szaleje, a od niej wieje chłodem i tak w kółko. Zbyt analityczne podejście do tekstów piosenek może nas zawieść na manowce i zniechęcić do słuchania jakiejkolwiek muzyki. A że banały, wtórność i odgrzewanie kotletów…
Jest lekarstwo – warstwa muzyczna. Załóżmy bowiem, że muzyk nie wymyśli nic oryginalniejszego poza tym, że kocha i cierpi katusze. Często potrafi jednk okrasić to muzyką, która nada utworowi niezwykłą moc i przemówi do słuchacza lepiej niż niejeden traktat filozoficzny. Muzyka ma moc.
Dziś w Repozytorium przykład powyższej tezy – piosenka grupy Journey opisujący smutne losy pana, którego wybranka szuka gdzie indziej szczęścia, a jego zżerają żal i zazdrość (o co – opisuje dość dosłownie). Nic odkrywczego, ale jak to gra!
Journey – Lovin’ Touchin’ Squeezin’
Wyjście z pudełka
Często piosenki piętnują nadmierny konformizm i wyzbycie się własnego zdania, indywidualności. Wiele to pięknie zaaranżowane hymny stadionowe, inne to brudne „garażowe” dokonania gniewnych szarpidrutów. Ich twórcy chcą zaszczepić nam niechęć to owczego pędu i bezrefleksyjnego podporządkowania się regułom rządzącym społeczeństwem. Czy sami pozostają wierni opiewanym ideałom – zwykle się tego nie dowiemy. Coś mi jednak zawsze podszeptywało, że zespoły programowo wręcz nawołujące w ostrych słowach do „niszczenia systemu”, w ramach dystrybucji pod szyldem wielkiej wytwórni płytowej, nie wiedzą do końca o czym śpiewają…
Tym bardziej doceniam bohaterkę dzisiejszego spotkania w RO. W kilku słowach – jeden z wielu utworów piosenkarki i działaczki społecznej Malviny Reynolds, dość oszczędnie zaaranżowany i wykonany bez patosu i zbytniego epatowania emocjami. Ot, z pozoru śmieszna piosenka o naszych małych domkach-pudełkach i uporządkowanym w nich życiu. Dla mnie jednak trafiająca w samo sedno, podnosząca pytanie o to, jak sami rezygnujemy ze swojej odrębności w zamian za zlanie się w wesołą, ciepłą, bezrefleksyjną masę zadowolonych z siebie konsumentów. Naszej niezależności nie odbiera nam bowiem żadna tajemna organizacja, czy wszechobecny „system”, ale nasze własne lenistwo, broniące umysł przed zejściem z wytartych szlaków i odrobiną wysiłku.
Piosenkę tę przypomniała ostatnio duża amerykańska stacja telewizyjna, za sprawą umieszczenia jej w produkowanym przez siebie serialu. Można na to spojrzeć dwojako – pesymiści powiedzą, że ot, niezależna piosenka w zaprzęgu komercji. Ja wolę podejście optymistyczne – ot, nawet w popkulturowej pulpie zabłyśnie czasem mały diament.
Melvina Reynolds – Little Boxes
Kartka z kalendarza
Spośród Trzech Repozytorów, piszący te słowa jest największym melancholikiem z wyraźnymi skłonnościami do depresji. Cóż zatem może zaprezentować w ten dzień, który właśnie spłynął ulewą i przykrył cały Kraków szarą kopuła smutku? Zważywszy jeszcze, że mamy Dzień Dziecka…
Nietrudna to zagadka. Dziś w Repozytorium kontynuacja polskiego cyklu, a zarazem coś co koresponduje z aurą i moim nastrojem.
Jesteś dzieckiem – nie zdajesz sobie z tego właściwie sprawy, ockniesz się pewnego dnia jako dorosły i dostrzeżesz czego Ci brakuje, co umknęło – niestety, będzie już za późno. To będzie inny świat. Może nie trudniejszy, bo dzieciństwo wcale nie jest łatwe, ale na pewno inny. Klucz do niego znajdziesz w grze pozorów i kłamstw, oraz wszechobecnej hipokryzji. Mówi się że dzieci bywają okrutne, ale jestem jednego pewien, nie są zakłamane.
Turbo – Dorosłe Dzieci