Posts Tagged ‘glam rock’
Błyszczyk znowu (trochę) atakuje
Po raz kolejny trafiłem na odskule krążąc po powiązanych jutubkach. Swego czasu (dawno temu) przez sprzęt głośnogrający w domu przewinęła się jakaś płyta z największymi hitami zespołu T–Rex. Jak wiadomo, zespół był jednym z pionierów cekinowej ery glam–rocka, a główny motor stanowił Marc Bolan, angielski wokalista i gitarzysta, którego sceniczny image był początkiem całego stylu bycia, ubierania się i gry. Nigdy przedtem i nigdy potem feeria barw na scenie nie była bardziej feeryczna, cekiny nie błyszczały bardziej, niż w erze glamu.
Anyways, dorwałem się do tej płyty i oczywiście wpadła mi w ucho, głos Bolana ma w sobie coś, że pasuje i do energetycznych i do spokojniejszych kawałków, po prostu przyjemnie się go słucha, nawet jeśli nie wiesz, o czym tam się wyśpiewuje (jestem z tych, co to cenią kawałek za dobry tekst, nawet jeśli muzycznie jest gorzej). Cały ten odsłuch za młodu trwał pewnie z miesiąc i urwał się znikając wśród innych płyt. Dzisiaj wyklikałem chyba większość kawałków z tamtej płyty (to naprawdę były największe hity, pewnie youtube top 10) i trafiłem na „Get It On”. Nie jest to ich czołowy kawałek, nie ma co się oszukiwać, dużo przyjemniej jednak go wspominam, pewnie dlatego, że z CotR ma się do czynienia regularnie (wszyscy znają), natomiast tamte utwory to już coś mniej znanego ogółowi.
T–Rex — Get It On
Cekiny, lasery, show!
Ostatnio kumpel dręczy mnie „You Give Love a Bad Name” Bon Joviego. Oldschool wpadł mu w ucho, a ja, bierny słuchacz, muszę znosić ten kawałek kilka(naście?) razy dziennie. Przesadzam oczywiście, bo nie jest to przecież taki zły utwór, a jedno trzeba przyznać: ma w sobie dużo mocy. Bardzo dużo mocy. Dlatego można go znaleźć w Guitar Hero i zagrać na gitarze przez chwile czując się jak prawdziwy rockmen :-) Słuchając „You Give Love a Bad Name” za każdym razem przychodzi mi do głowy dzisiejszy bohater: „I Was Made For Lovin’ You” w wykonaniu KISS. Skąd bierze się to powiązanie? Odpowiedź całkiem prosta, klimat obydwu kawałków, glamowa otoczka, gwiazdorzenie, cekiny, świecące gitary, wybuchy, fajerwerki. Może Bon Jovi nie idzie aż w tak agresywny image jak KISS, ale nadal są wygłupy na scenie. Ciekawe jest, że różnica między tymi zespołami to aż dekada! KISS założony został ok. 1972. a BJ w 1983. KISS był u szczytu popularności, kiedy BJ zaczynał zdobywać popularność, otwierając koncerty takich zespołów jak Scorpions, ZZ-Top czy… właśnie KISS. Zapraszam na solidną dawkę pozytywnej energii.
Wspomniane Guitar Hero polecam obadać, może jakiś znajomy ma. Zabawa jest przednia, szczególnie przy takich kawałkach jak poniższy.
KISS — I Was Made For Lovin’ You
Ziemia – niebieska planeta
Jest około godziny 21, słońce zaszło, wszystkie światła stalowego potwora zostały wygaszone. Stoję w tłumie wraz z pewnym iberofilem, czekamy na koncert kolejną godzinę. Ciemność zwiastuje nieodległe rozpoczęcie, z głośników przestały płynąć piosenki mające pomóc zabić czas. Wtem w uszy wdziera się melodia, której nie sposób pomylić z żadną inną…niestety, gdy rozglądam się wokół widzę, że rozpoznają ją nieliczni, Ci zaś którzy rozpoznają, nie mogą się powstrzymać przed wyśpiewaniem jej w noc i rozgwieżdżone niebo…
Ja sam poznałem ją relatywnie niedawno, około 2005 r. znajomy Anglik odtworzył mi ją raz…wystarczyło. Potem błyskawicznie zbadałem całą dyskografię jej autora. Stwierdziłem, że jego kariera obfitowała w tyle wspaniałej muzyki, że zajmie mi wiele lat zanim w pełni się przez nią „przegryzę”. Wciąż jednak najważniejsza jest ta piosenka, od niej wszystko się zaczęło, w niej słychać prawdziwą samotność, szaleństwo i poczucie zagubienia, których żeby doświadczyć, nie trzeba wcale lecieć w kosmos.
Mam nadzieję, że gdy ta piosenka zapomnianego już trochę artysty otwierała koncert znanego zespołu, choć parę osób zechciało później dowiedzieć się, z jakim to niespotykanym muzycznym zjawiskiem dane im było się zetknąć.
David Bowie – Space Oddity
Young Boys and Oldskul
W związku z wczorajszym meczem Tottenhamu z Young Boys Berno, przedstawiciel oldskulu, który też miał spotkania z młodymi chłopcami. Gary Glitter.
Przybrane nazwisko Gariego świetnie oddaje ducha glam rocka, gatunku, w którym droga do sławy usłana była najwyraźniej brokatem, w którym taplali się aspirujący muzycy.
Garść faktów: Gary naprawdę nazywa się Paul Francis Gadd, lubi małych chłopców, za co został wydalony z Kambodży, grał Franka N Furtera w telewizyjnej wersji The Rocky Horror Show i tak jak Hitler jest urofilem. (trochę NSFW wikipedia, ale warto, chociażby dla podpisu pod ryciną)