Mieszko I, Killer Kniaź
Jak już kiedyś pisaliśmy, Polacy kochają miłością płomienną (i raczej nieodwzajemnioną) Stany Zjednoczone. Czasem patrząc na nasze ulice, bary i słuchając muzyki w radiach komercyjnych myślę, że chcemy być za wszelką cenę bardziej amerykańscy od Amerykanów. Czy się to udaje – raczej nie. Do tej refleksji skłonił mnie obejrzany ostatnio dość błahy film (szkoda waszego czasu i pieniędzy), w którym Abraham Lincoln, dla Amerykanów postać pomnikowa, został sportretowany ni mniej ni więcej jako…łowca wampirów. Można się oburzać i naśmiewać, ale zazdroszczę ludziom zza Wielkiej Wody podejścia z biglem do swojej historii, zwłaszcza że w naszym smutnym kraju wieść głosi, iż film o obrońcach Westerplatte nie zebrał budżetu, gdyż scenarzysta zaplanował ukazać jak żołnierze przeklinają, piją wódkę i zachowają się ogólnie niegrzecznie (co jest przekłamaniem, ponieważ jak powszechnie wiadomo Polak odreagowuje stres śpiewając Bogurodzicę).
I pewnie nie poszedł bym na to do kina, ale z drugiej strony historia Mieszka z wątkiem wiedźmińskim w tle…to byłoby coś.
Podejście z pietyzmem do historii też jednak cenie, zwłaszcza w piosenkach. Jest taki pan, który wbrew panującym wówczas trendom stworzył jeden z najpopularniejszych zespołów świata, a potem kontynuował udana karierę solową i coraz częściej nawiązuje w niej do historii Stanów Zjednoczonych, z których to muzyki też czerpie pełnymi garściami. Dziś zapraszamy go do Repozytorium i przypominamy, że właśnie nagrał świetną płytę, grzech nie posłuchać.
Mark Knopfler – Sailing to Philadelphia
PS. W tym miejscu osobiście chciałbym podziękować włodarzom Łodzi, którzy zdołali doprowadzić do powstania w tym mieście hali widowiskowo-sportowej, która tylko w najbliższym półroczu będzie gościć Muse, Marka Knopflera oraz samego Erica Calptona. Mój komentarz do nieudolności władz Krakowa w tej kwestii (pomimo obietnic składanych od 10 już lat) przemilczę, gdyż być może czytają nas kobiety i dzieci.
Dodaj komentarz